Wikipedia wymienia 21 litewskich najazdów – określając je jako te ważniejsze. Dochodziło do nich pomiędzy 1250, a 1370 rokiem, a zatem w ciągu 120 lat. Jeden najazd wypadał średnio częściej niż raz na 6 lat. Poniżej fragment Wikipedii dotyczący skutków tych najazdów, który został opracowany na podstawie Polski Jagiellonów Pawła Jasienicy:

Skutkiem najazdów litewskich było wyludnienie znacznych obszarów kraju. W okolicach Wiślicy, za czasów Kazimierza Wielkiego mieszkało trzydziestu ludzi na kilometr kwadratowy, w sandomierskim dwudziestu dwóch, a na Wyżynie Lubelskiej – średnio jeden człowiek. Oznaczyło to, że granica gęstego zaludnienia była Wisłą. Tereny wschodnie wskutek najazdów litewskich były bardziej wyludnione od zachodnich. Litwini, choć nie mogli zagrozić politycznemu bytowi Polski, to jednak porywając tysiącami mieszkańców jej wschodnich ziem i uprowadzając ich na Litwę, uniemożliwiali gospodarczy rozwój tych ziem oraz powodowali wiele ludzkich tragedii. Nie wiadomo dokładnie ilu ludzi uprowadzono przez blisko dwa wieki walk. Ówcześni kronikarze wymieniają bardzo wielkie liczby, które jednak trudno zweryfikować. Wiadomo, że księżniczka litewska Aldona, wydana za Kazimierza Wielkiego, otrzymała jako wiano cztery tysiące uwolnionych jeńców. Szacuje się, że w przededniu unii w Krewie mogło na terenie Litwy przebywać do czterdziestu tysięcy Polaków. Jest to procent znaczny, zważywszy, ze cała ludność Litwy właściwej liczyła dwieście tysięcy ludzi (pozostałe osiemset tysięcy byli to Rusini z podbitych ziem)”.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojny_polsko-litewskie_(XIII-XIV_wiek)

Po zerknięciu na stronę 68 „Polski Jagiellonów” (PiW, 1986 r.) znalazłem informację na temat jeszcze jednego najazdu: „Przypomnijmy, że w roku 1376 – na dziesięć lat przed unią! - Kiejstut doszedł do Tarnowa, zostawiając za sobą zgliszcza”.

Nie chce w tym tekście wnikać w szczegóły związane z poszczególnymi najazdami. Chcę tylko, aby było jasne, że najazdy te były bardzo dotkliwe dla mieszkańców, uniemożliwiały normalne gospodarowanie na znacznych obszarach Polski i powtarzały się dosyć regularnie.

Pomimo to, w obliczu wspólnego wroga, zdecydowano się na Unię. Ja wiem, że Lublin wówczas nawet nie wyłaniał się zza horyzontu, ale Krewo był to wyraźny i bardzo silny impuls do zacieśnienia stosunków. Pierwszy krok, który jeszcze o niczym definitywnie nie przesądzał, ale otwierał kierunek polskiej polityki. Jagiełło przyjął wprawdzie wcześniej chrzest w obrządku wschodnim, ale znaczna część Litwinów była poganami. Można rzecz – przy zachowaniu wszystkich proporcji – że Litwini (nie mówię o Rusinach) niespecjalnie przejmowali się ówczesnymi wartościami europejskimi. Polskie elity, mające świeżo w pamięci panowanie Kazimierza Wielkiego mogą jawić nam się jako prawdziwi stratedzy i wizjonerzy, którzy potrafili jednocześnie zabezpieczyć interesy państwa i swoje własne. Upiekli wiele pieczeni na jednym ogniu: zyskali sojusznika, rozpoczęli na poważnie chrystianizację Litwy, zakończyli temat najazdów, wyeliminowali szanse na zbliżenie Litwy z Moskwą. Czy zamykali się na nowe możliwości, bo Litwini zdążyli im przez dziesiątki lat mocno zaleźć za skórę?

Dziś z Ukrainą, która zajmuje sporą część ziem ówczesnego Wielkiego Księstwa Litewskiego również mamy jednego, jawnego wroga. Mamy także trudną i przede wszystkim nieprzepracowaną wspólną historię. W ciągu kilku ostatnich lat mieliśmy „najazd” paru milionów Ukraińców, którzy przyjechali za chlebem, przyczyniając się do wzrostu polskiej gospodarki, a wskutek wojny mamy licznych uchodźców wobec, których Polacy wykazali się wielkodusznością. Ukraińcy wyraźnie opowiedzieli się za Zachodem. Czy powinniśmy tolerować podsycanie resentymentów w obliczu rosyjskiej agresji i rodzących się jednocześnie możliwości? Zarówno Polacy jak i Ukraińcy mają okazję przekonać się o własnych intencjach w warunkach prawdziwej próby. Są nawet wysyłane pierwsze, delikatne sygnały zbliżenia: „Razem jest nas 90 milionów, razem możemy wszystko; to historyczna misja Polski i Ukrainy wyciągnąć Europę z przepaści i zagrożenia”. Ja wiem, że nie wszystko zależy od nas samych, są interesy mocarstw, wojna wciąż trwa, ale tej rodzącej się przyjaźni nie możemy zaprzepaścić, bo jest pierwszą od wielu lat szansą na przebicie szklanego sufitu, który został dla nas stworzony. Rosja bez zmian prowadzi zakłamaną i bezczelną politykę, Niemcy po pierwszych kompromitacjach, stoją wciąż w rozkroku wykonując jednocześnie wiele gwałtownych ruchów, którymi maskują własną wściekłość. Wykażmy się mądrością.